O dwóch nogach wystarczająco dobrego rodzica

Gdy patrzę z lotu ptaka na rozmowy z rodzicami, którzy przychodzą do mnie na konsultacje, widzę, że oscylują one wokół dwóch tematów: tematu towarzyszenia dziecku w przeżywanych przez nie emocjach oraz tematu granic. Tak jakby wystarczająco dobry rodzic stał na dwóch nogach: z jednej strony empatii, czułości i troski, z drugiej strony mocy, stanowczości i dobrego kontaktu z własną złością. Mam przekonanie, że te dwie nogi, dwa punkty oparcia pomagają nam tworzyć dobre relacje z dziećmi i w ogóle z innymi ludźmi.

Czuję, że jest to spójne z myśleniem o tym, że człowiek do rozwoju potrzebuje zarówno bliskości, jak i szacunku dla jego autonomii. Potrzebujemy mieć przy sobie ludzi, dla których jesteśmy ważni, potrzebujemy budować relacje pełne intymności i zaufania, cierpimy, gdy czujemy się opuszczeni i nierozumiani. Jednocześnie potrzebujemy być wolnymi ludźmi, doświadczać swojej mocy i sprawczości, kształtować swoje życie po swojemu. Człowiek, i duży i mały, fukcjonuje ciągle przemieszczając się między biegunami blisko-daleko; dla poczucia, że żyje pełnią życia, potrzebuje mieć dostęp do jednego i drugiego.

Czasami w rodzicielstwie może być nam bliżej do któregoś z tych biegunów. Słyszę czasem opowieści o tym, jak rodzic, który czuł się w dzieciństwie niewidziany ze swoimi uczuciami, bardzo chce dać swoim dzieciom co innego. Czyni wielki wysiłek, by je widzieć, słyszeć i dać im opiekę, jakiej sam nie zaznał. Otacza dzieci troską, a one zyskują poczucie, że są dla swojego opiekuna bardzo ważne, że mają kogoś, do kogo zawsze mogą się zwrócić o wsparcie. Bywa jednak, że w takich sytuacjach rodzic zapomina o swojej drugiej nodze – tak bardzo nie chce przypominać swojego własnego nieczułego, czasem przemocowego rodzica, że traci kontakt z swoją mocą i stanowczością. Nie czuje dość własnych granic, boi się własnej złości, nie lubi mówić „nie”. Doświadcza poczucia zagubienia – na co dzieciom  pozwolić, a czego zabronić. Bardzo kocha swoje dzieci, ma dobre intencje, jednak tak często zgadza się na rzeczy, których w rzeczywistości nie chce, że rośnie w nim frustracja i poczucie wyczerpania. Czasem z tej frustracji wybucha, a potem tego żałuje i źle o sobie myśli.

Bywa też tak, że rodzicowi jest bliżej do bieguna strzegącego granic. I bywa, że cierpi na tym jego relacja z dzieckiem, bowiem dziecko, by czuć się ważne i kochane, potrzebuje doświadczać tego, że jest słyszane. Najbardziej karmiącym pokarmem jest dla niego czas pełen przyjemnej bliskości z opiekunem, czas, gdy bez bycia ocenianym może pokazać i wypowiedzieć, czym żyje i co czuje. Potrzeba dobrej więzi jest podstawową potrzebą dziecka, a gdy nie jest ona zaspokojona, mały człowiek usycha – może na zewnątrz dobrze funkcjonować, wypełniać swoje obowiązki, a wewnątrz cierpieć z poczucia osamotnienia. Rodzic w takim przypadku również ma dobre intencje, czuje, że stara się być dobrym rodzicem, chce wychować dziecko na dobrego człowieka. Być może sam miał mało doświadczeń bycia w bliskości i przyjemności ze swoim rodzicem i jest to jego ból, a nie wina.

Metafora dwóch nóg to oczywiście uproszczenie. Porządkuje jednak w pewnej mierze myślenie o tym, czego potrzebują dzieci, by czuć się bezpieczne i kochane i czego my potrzebujemy, bo czuć się pewnie w swoim rodzicielstwie. Potrzebujemy dobrego kontaktu zarówno ze swoimi opiekuńczymi, miłosnymi uczuciami, jak i ze swoją złością oraz wynikającą z niej umiejętnością stawiania granic. Trudna to sztuka, bo rzadko kto z nas miał rodzica z dostępem do jednej i drugiej części. Często nie mamy dobrych wzorców. Dobrze więc być dla siebie wyrozumiałym i myśleć o tym, że uczymy się czegoś nowego, mało znanego w poprzednich pokoleniach i uczymy się, jak to najczęściej bywa, metodą prób i błędów. Dlatego mówimy, za Donaldem Winnicottem, o byciu „wystarczająco dobrym rodzicem”. Wystarczająco dobrym, nie idealnym, bo ideałów dzieci nie potrzebują. Za to naprawdę doceniają swoich rodziców, gdy podejmują oni trud zaglądania w samych siebie, przyglądania się swoim wzorcom i obciążeniom, po to, by stawać się realnym oparciem dla swoich dzieci.

NADCHODZI WIOSNA

Scroll to Top